Spis treści
Afera działkowa pod CPK
Sprawa działki przeznaczonej pod Centralny Port Komunikacyjny, zakupionej przez wiceprezesa znanej firmy Dawtona tuż przed zeszłoroczną zmianą władzy, to istny festiwal zaskakujących zbiegów okoliczności. Jak ustaliła „Wirtualna Polska”, w tym samym czasie, gdy KOWR z uporem maniaka forsował sprzedaż strategicznych gruntów, Dawtona przygotowywała dla polityków Prawa i Sprawiedliwości osobliwe, spersonalizowane musy owocowe. Tego rodzaju „słodkie” powiązania między biznesem a polityką budzą poważne pytania o przejrzystość działań ówczesnego rządu.
Faktury za te kampanijne gadżety, choć na pierwszy rzut oka niewinne, z każdym dniem zdają się wzmacniać wątpliwości wokół całej transakcji ziemi pod CPK. Sprzedaż działki, kluczowej dla planowanej infrastruktury, odbyła się w wyjątkowo niejasnych okolicznościach, a jej powiązania z kampanią wyborczą PiS rzucają cień na reputację zaangażowanych stron. Trudno uwierzyć, że tak strategiczne decyzje mogły być podejmowane bez jakichkolwiek nacisków czy układów.
Kulisy sprzedaży strategicznej ziemi
W 2023 roku, gdy KOWR usilnie dążył do sprzedaży 160 hektarów państwowej ziemi Piotrowi Wielgomasowi, wiceprezesowi Dawtony, ówczesny minister rolnictwa Robert Telus z niewytłumaczalną regularnością odwiedzał firmę. Działka, której strategiczne znaczenie dla CPK było bezdyskusyjne – ze względu na planowane tory, strefę przemysłowo-usługową oraz naturalny ciek wodny – z definicji nie powinna była zostać sprzedana w prywatne ręce. Mimo to, KOWR zdawał się ignorować wszelkie przeszkody, prąc do finalizacji transakcji z niezwykłą determinacją.
Kluczowe wydarzenia miały miejsce 19 września 2023 roku, zaledwie miesiąc przed wyborami, kiedy to minister Telus spotkał się z rodziną Wielgomasów na uroczystym otwarciu nowej linii produkcyjnej Dawtony. W spotkaniu uczestniczyli także inni prominentni politycy PiS, co tylko pogłębiało wrażenie politycznej presji. Co najbardziej kuriozalne, zaledwie dwa tygodnie wcześniej minister Andrzej Adamczyk wydał decyzję, która w sprytny sposób odblokowała sprzedaż ziemi Wielgomasowi, uznając naturalny ciek wodny za... zwykły rów melioracyjny. To klasyczny przykład legislacyjnej ekwilibrystyki na rzecz konkretnego interesu.
Słodki gadżet i jego koszty?
Podczas wspomnianej wrześniowej wizyty, politycy Prawa i Sprawiedliwości mieli zwrócić uwagę na musy owocowe z oferty Dawtony. Efektem tego zainteresowania było przygotowanie przez firmę spersonalizowanych saszetek dla Telusa, Sobonia i Chmielowca, ozdobionych ich zdjęciami, hasłami wyborczymi i numerami na listach. Robert Telus chwalił się nawet hasłem „Daj plusa na Telusa”, co brzmi dziś jak niezbyt słodki żart. Saszetki te zostały oficjalnie oznaczone jako materiał wyborczy KW PiS, a faktury wystawiono na komitet.
Artur Soboń, jeden z głównych bohaterów tej „musowej” opowieści, twierdzi, że to on był pomysłodawcą tubek i nigdy nie rozmawiał z Piotrem Wielgomasem o nieruchomościach, co jednak nie rozwiewa wszystkich wątpliwości. Zbigniew Chmielowiec potwierdził zakup owocowych gadżetów, a Tomasz Tomala, reprezentant ministra infrastruktury, odcina się od nich, podkreślając służbowy charakter swojej wizyty. Sam Robert Telus, początkowo zasłaniający się niepamięcią, ostatecznie „odnalazł” fakturę za 1500 tubek, opiewającą na 750 zł. Cena 50 groszy za sztukę wydaje się być zaskakująco niska, zwłaszcza biorąc pod uwagę personalizację produktu.
Podejrzane faktury i pośrednicy
W sprawie rzekomo „niewinnych” tubek pojawiają się pierwsze poważne nieścisłości, które każą patrzeć na całą sytuację z większą podejrzliwością. Na fakturze Telusa widnieje data dostawy 10 października 2023 roku, choć minister rozdawał spersonalizowane musy już 25 września. Jego tłumaczenie o zamówieniu „na próbę” 100 sztuk, a potem domówieniu reszty, choć możliwe, pozostawia jednak pewien niesmak i poczucie, że coś tutaj nie gra.
Jak ustaliła „Wirtualna Polska”, największą zagadką pozostaje jednak fakt, dlaczego faktury za musy wystawiło Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowo-Usługowe Eni Sp. z o.o., a nie bezpośrednio Dawtona. Pytana o spersonalizowane musy, firma Eni odpowiedziała, że „nie ma saszetek żadnych”, a cała sprawa była „jednorazowa”. Przyznała także, że współpracuje z Dawtoną, sprzedając jej wyroby. Okazało się, że Eni, działając jako pośrednik, sprzedawała saszetki Dawtony po 50 groszy, podczas gdy ich hurtowa cena wynosiła około 2 zł netto za sztukę. To znacząca różnica, która stawia pod znakiem zapytania przejrzystość całej transakcji.
Niewygodne pytania bez odpowiedzi
W obliczu rosnących wątpliwości, firma Dawtona oraz rodzina Wielgomasów konsekwentnie unikają odpowiedzi na kluczowe pytania. Milczenie w kwestii pomysłu na polityczne gadżety, zawiłości związane z fakturowaniem przez pośrednika Eni, a zwłaszcza brak informacji o tym, czy politycy byli świadomi starań o zakup działki od KOWR, jest wymowne. Brak transparentności w tak ważnej sprawie zawsze budzi podejrzenia i podważa zaufanie publiczne.
Udział Dawtony w kampanijnych zakupach polityków Prawa i Sprawiedliwości, ukryty za skomplikowaną siecią pośredników i niejasnych transakcji, to kolejny gorzki dowód na to, jak łatwo zaciera się granica między biznesem a polityką. Tego rodzaju praktyki, dalekie od ideałów przejrzystości, stanowią smutny obraz polskiej sceny politycznej, gdzie „słodkie” układy mogą skrywać dużo bardziej gorzką prawdę.
Przedsiębiorstwo Eni Sp. z o.o. zapytane o spersonalizowane musy, odpowiedziało, że "nie ma saszetek żadnych", a to, co się stało, było "jednorazowe" i że współpracują z Dawtoną, sprzedając jej wyroby.
Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.