Bałtyckie zagrożenie
Premier Donald Tusk, wracając z fińskiego szczytu wschodniej flanki UE, rzucił światło na potencjalne zagrożenie, które może dotknąć strategiczną polską infrastrukturę. Mowa o platformie naftowej na Morzu Bałtyckim, która, jak się okazuje, może znajdować się na celowniku **nieznanych operatorów bezzałogowych statków powietrznych**. Takie ostrzeżenie z ust szefa rządu z pewnością podnosi ciśnienie, zwłaszcza w kontekście coraz bardziej niestabilnej sytuacji geopolitycznej w regionie.
Sygnały, o których wspominał Tusk, sugerują, że drony przeznaczone do działań prowokacyjnych startują z jednostek określanych mianem „floty cieni”. To sformułowanie budzi skojarzenia z działaniami na granicy prawa międzynarodowego, prowadzonymi przez podmioty trudne do zidentyfikowania lub powiązania z konkretnymi państwami. Premier jasno dał do zrozumienia, że w obliczu takich ryzyk Polska musi być przygotowana na **znacznie ostrzejszą odpowiedź niż dotychczas**.
"Mamy bowiem sygnały, że niektóre drony przygotowywane do prowokacji, na przykład przeciwko polskiej platformie naftowej na Morzu Bałtyckim, startują ze statków, jednostek floty cieni, co oznacza, że musimy być także przygotowani na twarde środki" – powiedział premier Tusk.
Czy Polska odpowie?
Groźba "twardych środków" ze strony polskiego rządu to nie jest pusta deklaracja, choć brak konkretów na temat potencjalnych działań pozostawia pole do spekulacji. Tusk podkreślił, że nadszedł moment, by rozważyć **bezpośrednie działania przeciwko tym, którzy stoją za owymi prowokacjami**, co może oznaczać zmianę strategii z defensywnej na bardziej asertywną. Pytanie tylko, jak zdefiniować te "podmioty" i jakie dokładnie kroki mogą zostać podjęte, aby skutecznie odstraszyć agresora?
Sytuacja przypomina czasy, gdy dyskutowano o działaniach przeciwko siatkom przemytniczym czy terroryzmowi – zawsze pojawia się dylemat, jak **uderzyć w ukrytego wroga, nie eskalując przy tym konfliktu**. Deklaracje premiera sugerują, że cierpliwość Polski i sojuszników ma swoje granice, a przyszłe incydenty mogą spotkać się z niespodziewaną reakcją. To sygnał, że czasy biernego obserwowania prowokacji mogą niebawem dobiec końca.
"Myślę, że najwyższa pora, aby rozważać, w razie potrzeby, bezpośrednie działania przeciwko nim" – dodał.
Wspólna obrona wschodniej flanki
Szczyt w Helsinkach, gromadzący przedstawicieli państw wschodniej flanki Unii Europejskiej – w tym Polski, Finlandii, Szwecji, Litwy, Łotwy, Estonii, Rumunii i Bułgarii – był areną, na której Tusk przypomniał o niezastąpionej roli Polski w **europejskim systemie bezpieczeństwa**. Polska, chroniąc zewnętrzną granicę Unii z Rosją i Białorusią, konsekwentnie korzysta z unijnych instrumentów. To kluczowe, by podkreślać ten wkład, zwłaszcza gdy inni sojusznicy zdają się zapominać o trudach strażników wschodniego wału.
Premier z zadowoleniem odnotował, że Europa wreszcie zaczęła dostrzegać, iż ochrona jej wschodniej granicy to **wspólna odpowiedzialność wszystkich państw członkowskich**, a nie tylko wybranych. Przez lata Warszawa, Wilno czy Helsinki czuły się nieco osamotnione w swoich wysiłkach, lecz obecne deklaracje wskazują na zmianę percepcji. Czy to sygnał, że solidarność europejska wreszcie przekłada się na konkretne działania i wspólne budowanie odporności na zagrożenia?
"Chronimy zewnętrznej granicy Unii z Rosją i Białorusią, robiąc to korzystamy z unijnych instrumentów" – przekonywał.
"Możemy chyba dzisiaj ogłosić z zadowoleniem, że w końcu Europa zrozumiała, że jej ochrona wschodniej granicy jest naszą wspólną odpowiedzialnością. Nie jest to tylko obowiązek Polski, Finlandii czy Litwy. To wspólne europejskie zadanie i wspólna europejska odpowiedzialność" – podkreślił.
Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.