Gang dyrektorek szkół rozbity. Ile osób było fikcyjnych na listach?

2025-10-31 7:10

Prokuratura Regionalna w Łodzi ujawniła szokujący proceder wyłudzeń dotacji oświatowych, rozbijając zorganizowaną grupę przestępczą. Dyrektorki niepublicznych szkół z 10 województw usłyszały zarzuty wyłudzenia blisko 40 milionów złotych. Na listach uczniów znajdowały się osoby fikcyjne, a nawet zmarłe, co ujawnia skalę oszustwa, które zmieniło edukację w maszynkę do pieniędzy.

Na drewnianym biurku leży stos dokumentów, segregatorów i otwarty notatnik. Na wierzchu otwartego, czarnego segregatora z metalowymi ringami, spoczywa pióro wieczne z czarnym korpusem i złotymi elementami, położone na kartkach w linie. Po lewej stronie w tle znajduje się rozmyte okno, wpuszczające jasne światło. Reszta tła jest ciemna i rozmyta.

i

Autor: Redakcja Informacyjna AI/ Wygenerowane przez AI Na drewnianym biurku leży stos dokumentów, segregatorów i otwarty notatnik. Na wierzchu otwartego, czarnego segregatora z metalowymi ringami, spoczywa pióro wieczne z czarnym korpusem i złotymi elementami, położone na kartkach w linie. Po lewej stronie w tle znajduje się rozmyte okno, wpuszczające jasne światło. Reszta tła jest ciemna i rozmyta.

Przestępczy proceder dyrektorek szkół

Prokuratura Regionalna w Łodzi zadaje cios w sam środek patologii oświatowej, informując o rozbiciu zorganizowanej grupy przestępczej. Aż czternaście dyrektorek niepublicznych placówek edukacyjnych z różnych zakątków Polski usłyszało zarzuty związane z wyłudzaniem dotacji, co rysuje obraz systemu, gdzie szkoła staje się rentownym, aczkolwiek nielegalnym, przedsiębiorstwem. To dopiero początek ujawniania skali oszustwa, ponieważ w śledztwie figuruje już 47 podejrzanych, a potencjalna kwota wyłudzeń może sięgnąć astronomicznych 140 milionów złotych.

Zatrzymane kobiety, w wieku od 30 do 70 lat, pochodzą z dziesięciu województw, w tym z mazowieckiego, śląskiego i łódzkiego, co pokazuje ogólnopolski zasięg procederu. Usłyszały zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, poświadczenia nieprawdy w dokumentach oraz wyłudzenia dotacji, której minimalna kwota to blisko 39,5 miliona złotych. Za te czyny grozi im nawet 15 lat pozbawienia wolności, a prokuratura jasno stwierdza, że przestępczy proceder stanowił dla nich stałe źródło dochodów.

Jak wyglądał mechanizm oszustwa?

Zuchwałość, z jaką działała przestępcza grupa, budzi zdumienie, a jednocześnie wskazuje na głębokie luki w systemie kontroli placówek edukacyjnych. Dyrektorki, bazując na prostym, lecz skutecznym schemacie, systematycznie zawyżały rzeczywistą liczbę uczniów w swoich szkołach, co pozwalało im na pobieranie wyższych dotacji z gmin. Na sporządzanych listach obecności, obok prawdziwych nazwisk, roiło się od tzw. fikcyjnych uczniów, których istnienie miało jedynie generować dodatkowe środki.

Szczytem bezczelności było organizowanie „castingów” na uczniów, gdy zbliżała się kontrola z urzędu. Wówczas dyrektorki aranżowały specjalne transporty osób, których zadaniem było udawanie słuchaczy podczas zajęć, tworząc iluzję tętniącej życiem placówki. To makabryczne przedstawienie było konieczne, gdyż na oficjalnych listach często figurowały dane osób, które od dawna przebywały za granicą, a co bardziej szokujące – były już zmarłe, czyli tzw. martwe dusze.

Placówki edukacyjne jako biznes przestępczy

Śledczy nie pozostawiają złudzeń – wiele z tych niepublicznych placówek edukacyjnych, głównie szkół dla dorosłych o różnym poziomie, nie powstało z myślą o szerzeniu wiedzy, lecz jako sprytne narzędzia do wyłudzania publicznych pieniędzy. Zamiast centrum nauki, stały się one doskonale naoliwionymi maszynkami do zarabiania, gdzie każdy „uczeń” przekładał się na konkretną kwotę dotacji, zasilającą prywatne konta.

Co ciekawe, na czele tej misternie utkanej pajęczyny oszustwa miał stać nie żaden pedagog, lecz 52-letni fotograf z Łodzi. To on, zgodnie z ustaleniami prokuratury, był mózgiem operacji, zakładając spółki na tzw. słupy i nadzorując całą sieć szkół stworzonych wyłącznie w celu defraudacji środków. Zdegradowane pieniądze były następnie skrupulatnie legalizowane, inwestowane w nieruchomości, pojazdy, a nawet luksusowe auta zabytkowe, co świadczy o dalekosiężnych planach grupy.

Kto odkrył nieprawidłowości w szkołach?

Koniec przestępczej sielanki nadszedł niespodziewanie, choć systematycznie. Na trop grupy wpadli urzędnicy z Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Łodzi. Podczas pozornie rutynowej kontroli w jednej z placówek, ich czujność pozwoliła odkryć pierwsze, bulwersujące nieprawidłowości, które okazały się być jedynie wierzchołkiem góry lodowej.

To, co zaczęło się jako lokalna sprawa w Łodzi, szybko rozrosło się do skali ogólnopolskiej. Prokuratura, łącząc ze sobą podobne przypadki z różnych regionów kraju, ujawniła, że proceder kwitł w co najmniej osiemnastu szkołach, rozsianych po Polsce. Śledztwo w sprawie tego „gangu dyrektorek” jest nadal rozwojowe, co oznacza, że możemy spodziewać się kolejnych zatrzymań i dalszych szokujących odkryć w tej bezprecedensowej aferze oświatowej.

Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.