Spis treści
Mrożąca krew w żyłach gra w karty
Wydawać by się mogło, że domowe zacisze jest ostoją bezpieczeństwa, lecz w Kaletach ta iluzja legła w gruzach. Policjanci, wezwani na alarm przez operatora 112, natknęli się na widok, który ścina z nóg nawet doświadczonych funkcjonariuszy. Ewa F., 40-letnia kobieta, znajdowała się w stanie skrajnego przerażenia, oblana łatwopalną cieczą i z widocznymi obrażeniami, głównie na twarzy i głowie. Całe to piekło miało rozegrać się podczas niewinnej, z pozoru, gry w karty.
Z zeznań i zebranych dowodów wynika, że to nie był odosobniony incydent, a raczej kulminacja trwającej od tygodni gehenny. Jan J., z którym Ewa F., jako osoba w kryzysie bezdomności, znalazła schronienie, już wcześniej miał stosować wobec niej przemoc. To smutny przykład, jak pozorna pomoc może szybko zamienić się w pułapkę bez wyjścia, z której ofiara desperacko szuka ratunku.
Co naprawdę wydarzyło się 9 października?
Dzień 9 października zapisał się w historii Kalet czarnymi zgłoskami, kiedy to Jan J. miał kompletnie stracić kontrolę nad sobą. Z relacji śledczych wynika, że w napadzie szału, którego bezpośrednią przyczyną była gra w karty, mężczyzna przewrócił partnerkę na podłogę. Następnie, bezlitośnie kopał ją po głowie i twarzy, zadając obrażenia, które same w sobie świadczą o ogromnej agresji.
Jednakże, jakby samo pobicie nie było wystarczające, oprawca posunął się znacznie dalej w swoim szaleństwie. Chwycił za pojemnik z benzyną i oblał nią bezbronną kobietę, grożąc jednocześnie podpaleniem. Tylko i wyłącznie odwaga i desperacka decyzja Ewy F. o wykonaniu telefonu na numer alarmowy 112 uchroniły ją przed niewyobrażalną śmiercią w płomieniach.
Jakie zarzuty usłyszał Jan J.?
Po zatrzymaniu Jan J. stanął przed prokuratorem, gdzie usłyszał zarzuty, które jasno określają skalę jego przestępczego działania. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach postawiła mu zarzut usiłowania spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Taki czyn, ze względu na realne zagrożenie życia ofiary, jest kwalifikowany w polskim prawie jako zbrodnia.
To nie są błahe oskarżenia, a konsekwencje mogą być bardzo poważne, z długoletnim wyrokiem więzienia na czele. Za tak kwalifikowane przestępstwo, Kodeks karny przewiduje karę pozbawienia wolności w wymiarze od 3 do nawet 20 lat, co pokazuje, z jak poważnym czynem mamy do czynienia.
"Podejrzany nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia, które teraz będą weryfikowane przez śledczych."
Czy Jan J. poniesie surowe konsekwencje?
Mimo zaprzeczeń Jana J., który złożył własne wyjaśnienia, bieg wydarzeń wskazuje na jednoznaczny kierunek działań wymiaru sprawiedliwości. Prokurator, biorąc pod uwagę wyjątkowo brutalny charakter czynu oraz uzasadnioną obawę matactwa, nie wahał się i skierował do sądu wniosek o zastosowanie najsurowszego środka zapobiegawczego.
Sąd Rejonowy w Tarnowskich Górach, analizując przedstawione dowody i wagę zarzutów, przychylił się do tego wniosku. W efekcie Jan J. został tymczasowo aresztowany na okres trzech miesięcy. To decyzja, która podkreśla powagę sytuacji i determinację w ściganiu sprawców przemocy, szczególnie tej domowej, która tak często pozostaje w ukryciu.
Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.