Dramatyczna diagnoza
Pewne wiadomości potrafią zamrozić krew w żyłach i tak właśnie stało się w 22. tygodniu ciąży Anny Wilk. Zamiast radosnych wieści o rozwijającym się życiu, w gabinecie lekarskim zapadła długa cisza, zwiastująca niepokojące rokowania. Diagnoza brzmiała jak wyrok: córeczka Emilka ma krytyczną wadę serca, tak rzadką i skomplikowaną, że ratunek oferuje jedynie jedna klinika na świecie, mieszcząca się w dalekim Stanford w USA.
Krakowianka Emilka Wilk już jako niemowlę musiała stawić czoła śmiertelnemu zagrożeniu, a jej rodzice rozpoczęli niewyobrażalną walkę z czasem i systemem. To właśnie tam, do amerykańskiego Stanford, trafiają dzieci z najcięższymi postaciami Zespołu Fallota i innymi, skrajnymi wadami serca, gdzie lokalni specjaliści rozkładają ręce. Początkowa operacja w Polsce nie przyniosła spodziewanych rezultatów, co tylko potwierdziło konieczność szukania ratunku za oceanem.
Wyścig z czasem
Opowieść o Emilce to historia niewyobrażalnej determinacji rodziców i niezwykłej hojności tysięcy ludzi. Gdy okazało się, że tylko amerykańscy specjaliści mogą uratować życie ich dziecka, zbiórka na kwotę 6 milionów złotych wydawała się zadaniem karkołomnym. Dzięki zaangażowaniu społeczeństwa, udało się zebrać fundusze na wyjazd i serię skomplikowanych operacji w Stanford, które na trzy lata podarowały dziewczynce nadzieję i normalne dzieciństwo.
W USA Emilka przeszła dwie operacje, z czego jedna trwała niemal dobę i miała na celu pełną korektę serca. Niestety, po zaledwie miesiącu, lekarze musieli ponownie otworzyć klatkę piersiową dziewczynki z powodu złej kondycji lewego płuca. Pierwsze urodziny Emilka spędziła w szpitalu, co brutalnie przypomina o dramatycznym początku jej życia i heroicznym wysiłku, który podjęli jej bliscy.
"Nie było wiadomo, czy Emilka w ogóle przeżyje poród i pierwsze dni na świecie" – opowiada pani Anna w rozmowie z "Super Expressem".
Czwarta operacja niezbędna
Od powrotu z Ameryki minęły trzy lata, które dla Emilki były okresem względnego spokoju i prawidłowego rozwoju. Dziewczynka, dumnie chodząc do przedszkola, w niczym nie ustępuje rówieśnikom, a jedynym widocznym śladem przeszłości jest wielka blizna na klatce piersiowej. Rodzice mieli świadomość, że ten sielankowy okres nie potrwa wiecznie – lekarze od początku uprzedzali o konieczności kolejnego, finalnego zabiegu, gdy serce dziecka urośnie.
Niestety, ten moment właśnie nastał. Kardiochirurdzy z Katowic, pod których stałą opieką pozostaje Emilka, ocenili, że kolejna interwencja chirurgiczna jest nieunikniona. Termin czwartej operacji w Stanford wyznaczono na 22 stycznia, co oznacza, że rodzice mają zaledwie miesiąc – do 22 grudnia – na zgromadzenie kilkuset tysięcy złotych, by opłacić kolejny etap leczenia.
"Wiedzieliśmy, że mogą nam pomóc tylko w USA. Poprzez media społecznościowe nawiązałam kontakt z mamą chłopczyka, który także urodził się z wadą serce i został zoperowany w Stanford. Tam lekarze uratowali mu życie. Wysłałam dokumentację medyczną do kliniki. Dostałam odpowiedź z terminem operacji i wyceną opiewającą na 6 milionów złotych" – mówi mama Emilki.
Pomóżmy Emilce
Sytuacja jest dramatyczna, a czas bezlitośnie ucieka. Ponowne zbieranie tak dużej kwoty w tak krótkim terminie to wyzwanie, które przerasta możliwości jednej rodziny. Ta czwarta operacja ma być ostatnią, która raz na zawsze pozwoli Emilce cieszyć się pełnią zdrowia i normalnym życiem, wolnym od lęku o przyszłość. To kolejna szansa na uratowanie małego serduszka, które już tyle przeszło.
Rodzice Emilki, którzy przez lata udowadniali swoją niezwykłą siłę i niezłomność w walce o córkę, ponownie zwracają się z prośbą o wsparcie. Apelują do ludzi o dobrych sercach, aby pomogli im dokończyć to, co zaczęli – doprowadzić Emilkę do pełni zdrowia i zapewnić jej przyszłość. Każda wpłata to cegiełka do spełnienia marzenia o zdrowym życiu dla małej krakowianki.
Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.