Zima w Beskidach czy lato?
Nadchodząca inauguracja sezonu zimowego dla wielu fanów skoków narciarskich stała się źródłem sporego niepokoju. Zamiast cieszyć się wizją emocjonujących konkursów, kibice z zapartym tchem śledzą doniesienia z Beskidów, gdzie zaplanowano Puchar Świata w Wiśle. Niestety, aura daleka jest od zimowej sielanki, a stosunkowo wysokie temperatury sprawiają, że organizatorzy na obiekcie imienia Adama Małysza mierzą się z nie lada wyzwaniem. Wyprodukowanie odpowiedniej ilości śniegu w takich warunkach to zadanie graniczące z cudem, co stawia pod znakiem zapytania całą imprezę.
W przeszłości, w obliczu podobnych problemów, świat skoków narciarskich bywał bardziej elastyczny. Teoretycznie istniało przecież awaryjne rozwiązanie, które pozwalało na przeprowadzenie zawodów nawet przy braku grubiej warstwy białego puchu. Mowa oczywiście o tak zwanych warunkach hybrydowych, gdzie zawodnicy korzystaliby z nowoczesnych torów lodowych na rozbiegu, a lądowaliby na igelicie, używanym standardowo podczas letnich zmagań. Niestety, Międzynarodowa Federacja Narciarska i Snowboardu (FIS) kategorycznie odrzuciła tę opcję, co dodatkowo komplikuje sytuację.
Bezkompromisowe ultimatum FIS
Decyzja światowych władz narciarskich, czyli FIS, jest w tej kwestii nader jednoznaczna i nie pozostawia absolutnie żadnego pola do negocjacji czy interpretacji. Jak potwierdził Andrzej Wąsowicz, pełniący funkcję prezesa Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego, Międzynarodowa Federacja Narciarska nalega na rozegranie zawodów wyłącznie w pełni zimowych warunkach. Nie ma mowy o żadnych kompromisach w kwestii podłoża, co oznacza, że zarówno rozbieg, jak i zeskok muszą być w całości pokryte naturalnym lub sztucznym śniegiem.
Organizatorzy imprezy w Wiśle stanęli zatem przed arcytrudnym, by nie rzec heroicznym zadaniem. Muszą w błyskawicznym tempie, w ciągu zaledwie kilku najbliższych dni, wyprodukować i rozłożyć na zeskoku warstwę śniegu o grubości co najmniej 30 centymetrów. Andrzej Wąsowicz, pytany o postępy w naśnieżaniu, był dość oszczędny w słowach, informując jedynie, że cały proces jest "na etapie rozruchu". Ta enigmatyczna odpowiedź nie napawa optymizmem, biorąc pod uwagę presję czasu i kapryśną aurę.
Kiedy ostateczna decyzja?
Zegar tyka nieubłaganie, a każda kolejna godzina bez mrozu w Beskidach zbliża nas do potencjalnego scenariusza, którego nikt z fanów skoków narciarskich nie chciałby oglądać. Losy pierwszych w tym sezonie konkursów Pucharu Świata w Polsce wciąż wiszą na włosku, a niepewność rośnie z każdą prognozą pogody. Zgodnie z oficjalnym kalendarzem FIS, na malowniczej skoczni w Wiśle Malince zaplanowano zarówno zawody kobiet, jak i mężczyzn, co tylko potęguje stawkę. Polscy kibice liczą na podwójną dawkę emocji, ale warunki na to nie pozwalają.
Panie mają stanąć do rywalizacji już 4 i 5 grudnia, natomiast konkursy mężczyzn zaplanowano na 6 i 7 grudnia. Krytyczny moment nadejdzie 28 listopada, gdyż jeśli organizatorom nie uda się sprostać rygorystycznym wymaganiom FIS do tego terminu, cała impreza najprawdopodobniej zostanie odwołana. Pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość i, co tu dużo mówić, mocno trzymać kciuki za nagłe i intensywne ochłodzenie w Beskidach, które pozwoliłoby na uratowanie wiślańskiego święta sportu.
Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.