Zbigniew N. groził wybuchem w Częstochowie. Co naprawdę działo się w jego mieszkaniu?

2025-11-25 9:46

Częstochowa ledwo uniknęła tragedii, gdy 65-letni Zbigniew N. miał grozić wysadzeniem bloku w powietrze. Intensywna woń ulatniającego się gazu z jego mieszkania postawiła na nogi mieszkańców i służby. Ewakuacja całego budynku była jedyną opcją wobec mrożących krew w żyłach gróźb. Teraz prokuratura skierowała akt oskarżenia, rzucając nowe światło na sprawę.

Wąski korytarz ukazuje serię szarych drzwi po obu stronach, prowadzących do jasnoszarej ściany na końcu. Dolna część ścian bocznych i sufitu jest ciemniejsza niż górna, która jest biała. Na podłodze widoczne jest wyraźne odbicie światła, tworzące długi prostokątny kształt, rozciągający się od środka obrazu w głąb korytarza.

i

Autor: Redakcja Informacyjna AI/ Wygenerowane przez AI Wąski korytarz ukazuje serię szarych drzwi po obu stronach, prowadzących do jasnoszarej ściany na końcu. Dolna część ścian bocznych i sufitu jest ciemniejsza niż górna, która jest biała. Na podłodze widoczne jest wyraźne odbicie światła, tworzące długi prostokątny kształt, rozciągający się od środka obrazu w głąb korytarza.

Dzień, w którym zginęła cisza

Latem zeszłego roku, dokładnie 28 sierpnia, spokojne życie mieszkańców jednego z bloków w sercu Częstochowy zostało brutalnie przerwane. Zaniepokojeni lokatorzy poczuli intensywny, duszący zapach ulatniającego się gazu, który w zastraszającym tempie rozprzestrzeniał się po klatce schodowej. Kiedy próby nawiązania kontaktu z 65-letnim Zbigniewem N., z którego mieszkania wydobywała się podejrzana woń, spotkały się z odmową, zapanował prawdziwy niepokój.

Sytuacja szybko eskalowała, przypominając najczarniejsze scenariusze, jakie widzieliśmy już w innych polskich miastach, gdzie wyciek gazu kończył się tragedią. Sąsiedzi, świadomi potencjalnego zagrożenia, początkowo próbowali interweniować osobiście, jednak ich starania okazały się daremne. W odpowiedzi na ich pukanie i prośby, zza zamkniętych drzwi rozległy się mrożące krew w żyłach okrzyki i groźby, które tylko potwierdziły, że mają do czynienia z celowym działaniem.

"Wysadzi wszystkich w powietrze" - miał krzyczeć Zbigniew N. do przerażonych sąsiadów.

Interwencja służb i ewakuacja

Gdy stało się jasne, że Zbigniew N. nie zamierza współpracować, na miejsce zdarzenia natychmiast wezwano wszystkie służby ratunkowe, gotowe do podjęcia działań w obliczu realnego zagrożenia wybuchem. Pracownicy pogotowia gazowego, w obliczu braku dostępu do feralnego mieszkania, nie mieli wyboru i musieli podjąć radykalną decyzję o odcięciu głównego zaworu gazu dla całego budynku. To był moment krytyczny, który być może uchronił mieszkańców przed niewyobrażalną katastrofą.

Równocześnie z akcją gazowników, zarządzono natychmiastową i kompleksową ewakuację wszystkich lokatorów, by zapewnić im pełne bezpieczeństwo poza strefą zagrożenia. Kiedy w końcu udało się siłowo wejść do mieszkania 65-latka, policjanci natrafili na rozkręcony piec gazowy, a tuż obok niego leżał klucz hydrauliczny, co od początku budziło przerażające podejrzenia o celowe, z premedytacją działanie.

Co wykazało prokuratorskie śledztwo?

Sprawą, która mogła doprowadzić do masakry na skalę krajową, natychmiast zajęła się Prokuratura Rejonowa Częstochowa-Północ, rozpoczynając intensywne śledztwo mające na celu ustalenie wszystkich okoliczności zdarzenia. Kluczowa okazała się opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, który bez cienia wątpliwości wskazał na celowe rozkręcenie piecyka gazowego, bez uprzedniego zakręcenia głównego zaworu. To działanie było jak tykająca bomba zegarowa.

Na podstawie tej eksperckiej analizy, prokurator przedstawił Zbigniewowi N. zarzut usiłowania sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach. Biegli podkreślili, że powstały wyciek gazu był potencjalnym zagrożeniem nie tylko dla mieszkańców bloku, ale również dla okolicznego mienia, a jego skutki mogły być katastrofalne. Mężczyzna jednak, pomimo jednoznacznych dowodów, konsekwentnie nie przyznał się do winy.

Ograniczona poczytalność. Co dalej?

Wątpliwości co do stanu psychicznego 65-latka skłoniły śledczych do poddania go obserwacji sądowo-psychiatrycznej, co jest standardową procedurą w tak poważnych sprawach. Biegli orzekli, że Zbigniew N. w chwili popełnienia czynu miał znacznie ograniczoną zdolność rozumienia znaczenia swoich działań i pokierowania postępowaniem, co otwiera drogę do nadzwyczajnego złagodzenia kary. To jednak nie oznacza bezkarności, a jedynie inny wymiar sprawiedliwości.

Na wniosek prokuratury, sąd zastosował wobec podejrzanego tymczasowe aresztowanie, uznając powagę zarzutów i potencjalne zagrożenie. Mimo że Zbigniew N. nie był wcześniej karany, za zarzucane mu przestępstwo grozi mu kara od roku do aż 10 lat pozbawienia wolności. Akt oskarżenia trafił już do sądu, a cała Polska z pewnością będzie śledzić, jak zakończy się ta dramatyczna historia, przypominająca o tragicznych wydarzeniach takich jak pożar w Pszczynie.

Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.