Spis treści
Świąteczny koszmar w sercu miasta
Radość z zapalenia miejskiej choinki w Chicago szybko przerodziła się w ponury koszmar, kiedy to, jak donosi ABC News, w samym centrum miasta doszło do serii strzelanin. Pierwsza z nich, w pobliżu Chicago Theatre, zaowocowała ranami u ośmiorga nastolatków, którzy mieli od 13 do 17 lat. Zamiast świątecznych iluminacji, nad miastem zawisło widmo przemocy, co z pewnością zostanie zapamiętane na długo.
Niewiele później, w okolicy skrzyżowania Dearborn i Monroe, rozegrał się kolejny akt dramatu, gdzie zginął zaledwie 14-letni chłopiec. 18-latek, również ofiara tego zdarzenia, trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami. Władze miasta szybko potwierdziły, że oba incydenty były ze sobą powiązane, co wskazuje na skoordynowany charakter ataku lub eskalację jednego konfliktu.
Czy "teen takeovers" zaskoczyły służby?
Burmistrz Chicago Brandon Johnson nie szczędził mocnych słów, nazywając zaistniałą przemoc zjawiskiem, które „rodzi i wywołuje strach”. Zapowiedział zdecydowane działania służb, w tym wzmocnienie patroli i kontroli drogowych w centrum miasta. To standardowa reakcja, która jednak nie uciszy pytań o realną skuteczność prewencji w obliczu tak brutalnych wydarzeń.
Władze przyznały, że już wcześniej przygotowywały się na ryzyko tzw. „teen takeovers”, czyli masowych zgromadzeń nastolatków, koordynowanych w mediach społecznościowych. Do walki z potencjalnymi zamieszkami skierowano około 700 dodatkowych policjantów oraz pracowników Community Violence Intervention, organizacji przeciwdziałającej przemocy. Mimo tak szeroko zakrojonych przygotowań, tragiczny finał uroczystości wskazuje, że wyzwanie, jakim jest kontrola miejskiej przestrzeni, wciąż przerasta możliwości służb.
"Uważajcie, a ja będę się za was modlił" – zaapelował do mieszkańców pastor Donovan Price, podkreślając powagę sytuacji.
Zatrzymano winnych. Ale czy strzelanin?
Policja poinformowała o zatrzymaniu 18 osób, głównie za naruszenie godziny policyjnej i napaści. Liczba ta budzi jednak pewne wątpliwości, gdyż, jak dotąd, nikt nie został aresztowany bezpośrednio za udział w strzelaninach, które pozbawiły życia 14-latka i raniły wielu innych.
Ta rozbieżność między liczbą zatrzymanych a brakiem aresztowań w związku z kluczowym przestępstwem, jakim są strzelaniny, może budzić niepokój. Mieszkańcy z pewnością oczekują, że sprawcy brutalnych ataków zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Tymczasem ogólnikowe zarzuty, choć ważne, nie rozwiewają mrocznego cienia, jaki padł na świąteczną atmosferę w Chicago.
– „Nic nie może mnie powstrzymać od przyjazdu, aby świętować święta” – powiedział jeden z uczestników miejskich wydarzeń ABC News, mimo tragedii deklarując wierność tradycji.
Czy Chicago znajdzie spokój?
Władze miasta, w odpowiedzi na eskalację przemocy, zapowiedziały, że w centrum zostanie rozmieszczonych łącznie 1000 funkcjonariuszy, co oznacza zwiększenie sił o 300 policjantów. To symboliczny gest, mający na celu przywrócenie poczucia bezpieczeństwa, ale rodzi się pytanie, czy same patrole wystarczą, by powstrzymać falę agresji.
Kontekst tych wydarzeń staje się jeszcze bardziej przerażający, gdy spojrzymy na statystyki. Według danych „Chicago Tribune”, od początku roku do końca października 2025 roku w Chicago odnotowano aż 359 zabójstw. To pokazuje, że strzelaniny po zapaleniu choinki nie są incydentalnym wydarzeniem, lecz kolejnym, dramatycznym rozdziałem w długiej historii miejskiej przemocy.
Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.