Spis treści
Astronomiczna wartość skradzionych klejnotów z Luwru
Mija już kilka dni od momentu, kiedy świat obiegła informacja o bezprecedensowej kradzieży klejnotów z Luwru, a emocje wcale nie opadają. Francuskie media, na czele z "Le Parisien" i "Le Figaro", oraz śledczy ujawniają kolejne, wręcz szokujące fakty dotyczące tego zuchwałego napadu. Wiadomo już, ile były warte precjoza, które zniknęły z jednej z najsłynniejszych placówek muzealnych świata. Paryska prokurator Laure Beccuau wczoraj ujawniła oszałamiającą sumę, która jednak w żaden sposób nie oddaje niewymiernej wartości historycznej i artystycznej tych artefaktów.
Dokładna wartość skradzionych klejnotów została oszacowana na 88 milionów euro, co w przeliczeniu daje niewyobrażalne 373 miliony złotych. Ta astronomiczna kwota z miejsca wzbudziła falę pytań o zabezpieczenia Luwru, które – jak się okazuje – miały poważne luki. Co więcej, "Le Parisien" podaje, że skradzione precjoza nie były objęte żadnym ubezpieczeniem. To kuriozum, które ponoć jest standardową praktyką w tego typu instytucjach, budzi zdumienie i niedowierzanie w obliczu tak ogromnych strat.
"Złodzieje, którzy ukradli te klejnoty, nie zarobią 88 milionów euro, nawet gdyby wpadli na zły pomysł rozłożenia na części tych artefaktów. Mamy nadzieję, że się nad tym zastanowią i nie zniszczą tych przedmiotów bez powodu" - powiedziała w wywiadzie dla RTL.
Jak doszło do zuchwałej kradzieży?
Wydarzenia z niedzielnego poranka 19 października, kiedy to Luwr stał się celem rabusiów, brzmią jak scenariusz filmu akcji. Sprawcy, wykazując się niebywałą śmiałością i precyzją, wykorzystali trwające w muzeum prace budowlane. Podjechali pod okno samochodem wyposażonym w podnośnik, a dwóch złodziei bez problemu dostało się do środka. Ich odblaskowe kamizelki sprawiły, że bez trudu wmieszali się w grono ekipy budowlanej, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Dziś pozostaje jedynie zastanawiać się, jakim cudem muzeum, w którym przechowywane są bezcenne skarby, mogło pozwolić sobie na tak fatalne niedopatrzenia.
Gdy byli już w środku, rabusie z zimną krwią porozcinali gabloty, zabierając osiem historycznych skarbów. Wśród nich znalazła się choćby tiara cesarzowej Eugenii, lśniąca dwoma tysiącami diamentów, oraz naszyjniki wysadzane szmaragdami. Cała operacja była błyskawiczna i trwała zaledwie siedem minut, co świadczy o profesjonalizmie i dokładnym przygotowaniu przestępców. Po dokonaniu kradzieży porzucili auto z podnośnikiem i uciekli z łupami na mopedach, co dodatkowo podkreśla ich brawurę i bezkarność w obliczu niewydolnych zabezpieczeń.
Kto porzucił koronę cesarzowej Eugenii?
W całej tej historii jest jednak pewien intrygujący element, który nie pasuje do obrazu perfekcyjnie zaplanowanej akcji. Jedna z cennych zdobyczy, korona cesarzowej Eugenii, została znaleziona porzucona w krzakach nieopodal muzeum. Ten fakt rodzi wiele pytań: czy złodzieje zgubili ją w pośpiechu, czy może świadomie się jej pozbyli, kierowani nieznanymi nam motywami? To drobne, ale znaczące potknięcie rzuca cień na teorię o bezbłędnym wykonaniu. Jeśli byli tak profesjonalni, dlaczego zostawili tak cenny dowód?
Paryska policja nadal intensywnie szuka sprawców, ale na razie bezskutecznie. Cała Francja, i nie tylko, jest oburzona rażącymi niedociągnięciami w systemie bezpieczeństwa Luwru. Prezydent Emmanuel Macron już wcześniej zapewniał: "Odzyskamy dzieła, a sprawcy zostaną postawieni przed sądem". Jednak w świetle ujawnionych faktów i zaskakującego braku ubezpieczenia rodzi się pytanie, czy te słowa nie są jedynie politycznym gestem, podczas gdy bezcenne skarby mogą być już poza zasięgiem.
Artykuł i zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI). Pamiętaj, że sztuczna inteligencja może popełniać błędy! Sprawdź ważne informacje. Jeżeli widzisz błąd, daj nam znać.